Gdybym przejawiła głębię tej miłości
Która stale w sercu moim gości
I rozkwita, niczym lotos, na serca jeziorze
To bym ja już była szczęśliwa, mój Boże
Gdybym miała serce miękkie, niczym z wosku
To bym objawiła swe piękno – po prostu
Uśmiechem, spojrzeniem i życzliwym słowem
Gdy mi się to zdarza, czuję jedność z Bogiem
Gdybym to ja miała skrzydełka jak ptaszę
To bym ja wleciała w górę, na poddasze
Przysiadłabym skromnie u stóp mego Pana
I śpiewała mu na chwałę od rana do rana
Gdybym to ja miała umrzeć teraz, zaraz
To bym ja przy tobie, Panie, chciała się już znaleźć
Upaść do stóp Twoich, zmyć je łzami swymi
Daj mi, Panie Boże, umrzeć dla świata gonitwy
Umrzeć dla chciwości i wszelkiej małości
Umrzeć już dla pychy, gniewu, nieskromności
Zrodzić się na nowo bez skazy i grzechu
By żyć przez dzień cały, niczym Twoje echo
Byś Ty we mnie myślał, oddychał, odczuwał
Byś przeze mnie mówił, chodził, jadł i śpiewał
Byś to Ty żył we mnie – ja bym już umarła
Abym się światłości Twojej nigdy nie zaparła
Daj mi, Panie, mądrość, która jest Miłością
Wielką mocą, jasnym światłem, czystą świadomością
Co niech wnet oświeci zakamarki duszy
By mnie wreszcie ze snu zbudzić, do życia przywrócić
Dziękuję Ci Panie, za to oświecenie
Które mroki niepamięci w wielkie szczęście zmienia
Prowadzi , ogrzewa, rozjaśnia, rozbawia
Dziękuję Ci, Boże, za to, że mnie zbawiasz