O, mój Swami, me kochanie
Kiedy ja się cała stanę Tobą?
Nie mnie już nie cieszy z tego
Co cieszy człeka każdego
Który ranną wstaje porą
Kładzie spać się już z wieczora
W pracy spędza całe dnie
I nie myśli o tym, że
Życie przemija tak bardzo szybko
Jakby ono było krótką chwilką tylko
Wobec wieczności jest nią niechybnie
Człek się pojawia i zaraz niknie
Nie ginie tylko dusza – ta boska
Która w niebiosach chciałaby zostać
Ale na ziemię zejść znowu musi
By się w miłości w końcu nauczyć
Z miłości bowiem dusza stworzona
Z Boga – Miłości powstała ona
Lecz zapomniała o tym nieboga
Męczy ją, zżera codzienna trwoga
Jak ja ten dzionek nowy przeżyję?
Dam sobie radę? Ugrzęznę po szyję?
A może uciec stąd mam byle dokąd?
Lecz nie wiem po co, na co, i pokąd?
Tak myśli dusza, bo zapomniała
Że tylko ludzką postać przybrała
Że jest w istocie esencją boską
I nie do twarzy jej z żadną troską
W niej siła jest dobra
Boskie miłowanie
Jej cała Mądrość i całe Poznanie
Bogactwem swoim Ziemię może objąć całą
Hojnie obdzielić – nie będzie zbyt mało
Ta dusza musi sobie przypomnieć
Jak bardzo piękna jest i dostojna
I że królewskie życie jej dane
Gdy będzie panem
Gdy będzie władać swoim umysłem
Myśl każdą przejrzy i ją oczyści
Uczuciem każdym będzie rządziła
To panem stanie się swoim, aż miło
Być wolnym w myślach, słowach i czynach
I kochać, kochać, kochać bez przyczyny
Dzień cały i noc każdą radośnie żyjąc
Pięknie przeminąć, nigdy nie ginąc
Nie może ona bowiem umrzeć, nie
Albowiem nigdy nie zrodziła się
Jest wieczna, piękna, nieokreślona
Wszystkim wypełnić się może ona.
Więc, bacznie na to, człowieku, zważaj
Co myślisz, czynisz, długo rozważaj.