Umysł – jak uparty osioł
Serce – świetlisty archanioł
A ja – niczym ranna rosa
To zanikam, to się zjawiam
Oświeć, umysł ten, o Panie
By nie błądził w koleinach
Aby serce już poznało
Prawdę o skutkach – przyczynach
Wszelkiej nędzy, smutku, bólu
Które umysł powoduje
Bo zapomniał, że jest sługą
Że się sercem opiekuje
Prawda zrywa już zasłony
W które umysł był splątany
Oto widać całe piękno
Tego świata – bez nagany
Wszystko złoci się i błyszczy
I oddycha słońca blaskiem
Dusza budzi się zdumiona
Trwa w zachwycie, poza czasem
Już nie czuję się tu obco
Zatraciła się w swym pięknie
Rozpłynęła się w błogości
Lekko, cicho, beznamiętnie
I jest wszystkim – czyli niczym
Nic już dotknąć już nie może
Odtąd żyje wdzięcznie, chętnie
Niczym przeogromne morze
Możliwości – jej potencją
Jej moc – mocą jej wszechświata
Miłość – czystą zaś intencją
Co unosi poza lata
Cisza łonem jest Istnienia
Do niej ono tęsknie wzdycha
W niej spoczywa, jak nasienie
Które słońcem wciąż oddycha
Darzy wszystkich aromatem swym
I wabi serca pięknem
Jej owocem – czysta przestrzeń
Radość… pokój…
Niepojęte…