Była raz dusza, miała umysł i ciało,
Z którymi zupełnie się nie zgadzała
Co chciała dusza – ciało nie chciało
Co umysł nakazał, ciało nie słuchało
Myślała dusza: co ja zrobić muszę?
Przecież nie mogę niczego wymusić!
I ciało, i umysł mają wolną wolę
Oh, żeby one chciały wybrać lepszą dolę
Niźli dogadzanie swym pożądliwościom
Pragnieniom, potrzebom i wszelkim słabościom
Tak myśląc, zwróciła się z miłością wielką:
Liczę na Wasz rozum, wolę, no i mądrość wszelką
Ufam, że z was każde ma dziś klasę wielką
Cóż miały więc począć, obie te niebogi
Umysł rzekł do duszy: Kieruj nami, proszę
Ciało, nic nie rzekło, pokiwało tylko głową
Na znak, że się zgadza z umysłu przemową
Teraz, wspólnie dzieło swoje wznoszą
Radują się sobą, cieszą, w modłach proszą
O to rychłe oświecenie, od nałogów uwolnienie
I o wolność swoją wnoszą, pod Niebiosa się unosząc
Tak się szczęściem swym radują, aż Niebiosa się dziwują
Kto tak puka do bram Nieba? Takich zuchów nam tu trzeba!
I tak razem zespolone, dusza, ciało, umysł – one
W takt miłości tańcząc pięknie, połączyły się namiętnie
I zniknęły w oceanie, czyli w Bogu
– Tym to Panie, który stworzył świat z miłości
Dla swej (ich) wiecznej szczęśliwości